Słuchajcie! Spieszę donieść, że moje dzieci urosły. Urosły na tyle, że ruszamy na szlaki. Wiosną tego roku nieśmiało zaczęliśmy wydłużać dystanse. Ewa ma dziesięć lat, bliźniaki cztery i pół. Dużo spacerujemy, dzieci mają silne nogi, ale od kilku lat nie byłam na szlaku z celem schronisko. Z Halą Łabowską zrobiliśmy to tak. Mój mąż, Andrzej, pojechał na ryby z Jasiem. Ja z Ewą, Kalinką, koleżanką Dorotą i jej sześcioletnim synem zaplanowałyśmy łatwą trasę na Halę Łabowską. Wychodziliśmy z Feleczyna koło Łabowej. Ewa jest bardzo wysportowana i nie miałam wątpliwości, że poradzi sobie samodzielnie. Kalince musiałam trochę pomóc, niosłam ją na szczyt ostatnie dwadzieścia minut z około trzy godzinnej trasy. Dzień był idealny, temperatura około 23 stopni, słonecznie. W schronisku rozczarowały mnie podłe pierogi. Kalina spryciara zamówiła smaczne naleśniki z serem. Spowrotem większą część trasy niosłam Kalinkę. Była bardzo zmęczona, ale wzmacnia nóżki i wierzę, że za każdym razem będzie jej lżej. Zrobiliśmy to!